𝗣𝘂𝗽𝗮 𝘃𝗶𝗮𝘁𝗼𝗿 𝘃𝘀. 𝗤𝘂𝗼 𝘃𝗮𝗱𝗶𝘀, 𝗦𝗽𝗲𝗰𝘁𝗮𝘁𝗼𝗿? – 𝗥𝗶𝘁𝗲 𝗱𝗲 𝗣𝗮𝘀𝘀𝗮𝗴𝗲 𝘄 𝗢𝗹𝘀𝘇𝘁𝘆𝗻́𝘀𝗸𝗶𝗺 𝗧𝗲𝗮𝘁𝗿𝘇𝗲 𝗟𝗮𝗹𝗲𝗸

 „𝐵𝑦𝑤𝑎 𝑐𝑧𝑒̨𝑠𝑡𝑜 𝑧𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑜𝑛𝑦𝑚,

𝐾𝑡𝑜 𝑙𝑢𝑏𝑖 𝑏𝑦𝑐́ 𝑐ℎ𝑤𝑎𝑙𝑜𝑛𝑦𝑚.”

𝘐𝘨𝘯𝘢𝘤𝘺 𝘒𝘳𝘢𝘴𝘪𝘤𝘬𝘪


Plakat spektaklu

Dostaję często listy, zapytania, wirtualne zaczepki, co ja tam o czymś myślę. O jakimś nowym/starym evencie, wystawie, premierze, artyście. Zaiste wyróżniającym jest założenie, że myślę :) , jednak pomiędzy sprawnym, indukcyjnym i dedukcyjnym systemem myśleniowym i posiadaniem własnej, niczym niezachwianej i nieskrępowanej opinii, a wygłaszaniem otwartej krytyki artystycznej, istnieje lekka i osuwista przepaść. Zwykłam wypowiadać się jedynie w tematach wartych podkreślenia, w mojej subiektywnej ocenie. Opiniowanie dla opiniowania zrównuje wszystko w jedno, nie wyróżniając w rzeczy samej niczego. Kształt i kierunek wielu wydarzeń artystycznych ostatnich lat przypomina mi rozwój zabiegów estetycznych w metodach zagęszczania rzęs, gdzie z proporcji 1:1 dochodzimy do massive volume extra fun 8:1. :)
Ta „jedynka” w ujęciu artystycznym oznacza naturalne przeznaczenie i powołanie sztuki, jej prymarne znaczenie w kreowaniu wizji siebie oraz świata, moc formowania nowych rzeczywistości i utrwalania dziedzictwa kulturowego. Każda potęgująca naturę sztuki „przyklejka” tudzież „przebitka” - swoim donośnym krzykiem, dosadnym marketingiem i nadbudowującą formą promocji, przytłacza sedno, karykaturyzuje sens i przysłania to, co najważniejsze – oko czyli bezpośredni dostęp do duchowego wymiaru artystycznej relacji widz - odbiorca, narzucając nam sposób przeżywania i ramy, w jakich powinniśmy dane wydarzenie interpretować.

27 kwietnia 2024 roku z okazji 𝐣𝐮𝐛𝐢𝐥𝐞𝐮𝐬𝐳𝐮 𝟕𝟎-𝐥𝐞𝐜𝐢𝐚 𝐎𝐥𝐬𝐳𝐭𝐲𝐧́𝐬𝐤𝐢𝐞𝐠𝐨 𝐓𝐞𝐚𝐭𝐫𝐮 𝐋𝐚𝐥𝐞𝐤 na Dużej Scenie zaprezentowano Premierę sztuki autorstwa 𝐀𝐧𝐝𝐫𝐳𝐞𝐣𝐚 𝐁𝐚𝐫𝐭𝐧𝐢𝐤𝐨𝐰𝐬𝐤𝐢𝐞𝐠𝐨 „𝑴𝒂ł𝒚 𝑾𝒊𝒅𝒛 𝒄𝒛𝒚𝒍𝒊 𝒃𝒊𝒆𝒈𝒊𝒆𝒎 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒛 𝑾𝒂𝒓𝒎𝒊𝒆̨ (𝒊 𝒄𝒛𝒂𝒔)” w reżyserii 𝐌𝐢𝐜𝐡𝐚ł𝐚 𝐃𝐞𝐫𝐥𝐚𝐭𝐤𝐢.

Mały Widz, którego znamy z wizerunku uwiecznionego pod postacią 𝐏𝐨𝐦𝐧𝐢𝐤𝐚 𝐌𝐚ł𝐞𝐠𝐨 𝐖𝐢𝐝𝐳𝐚 siedzącego na wysokim krześle (rzeźba autorstwa 𝐉𝐚𝐜𝐤𝐚 𝐖𝐚𝐥𝐚𝐰𝐬𝐤𝐢𝐞𝐠𝐨, pomysłodawca: były dyrektor OTL 𝐊𝐫𝐳𝐲𝐬𝐳𝐭𝐨𝐟 𝐑𝐨𝐬́𝐜𝐢𝐬𝐳𝐞𝐰𝐬𝐤𝐢) sprzed siedziby teatru wchodzi na deski dużej sceny, by opowiedzieć nam historię, a nawet wiele różnych i pogmatwanych historii.

Osoba Andrzeja Bartnikowskiego zawsze nasuwała mi skojarzenie z twórczością 𝐂𝐚𝐫𝐥𝐨𝐬𝐚 𝐑𝐮𝐢𝐳𝐚 𝐙𝐚𝐟𝐨́𝐧𝐚 i konceptem, któremu ten hiszpański pisarz był wierny przez całą twórczość – zarówno w prozie skierowanej bezpośrednio do dzieci jak i dorosłych. Spowity jakby we mgle i pyle teatralnego świata, poruszający się na labilnej granicy nierzeczywistości, intelektualnie bardzo dorosłej, mentalnie wiecznie dojrzewającej dziecięcości, z nutą baśni i grozy, Bartnikowski, wprowadza nas w opowieść o Małym Widzu zamiast na zafónowskim 𝐂𝐦𝐞𝐧𝐭𝐚𝐫𝐳𝐮 𝐙𝐚𝐩𝐨𝐦𝐧𝐢𝐚𝐧𝐲𝐜𝐡 𝐊𝐬𝐢𝐚̨𝐳̇𝐞𝐤 – na swoistym 𝐂𝐦𝐞𝐧𝐭𝐚𝐫𝐳𝐮 𝐙𝐚𝐩𝐨𝐦𝐧𝐢𝐚𝐧𝐞𝐣 𝐒𝐜𝐞𝐧𝐨𝐠𝐫𝐚𝐟𝐢𝐢 (za scenografię odpowiadali 𝐏𝐚𝐯𝐞𝐥 𝐇𝐮𝐛𝐢𝐜̌𝐤𝐚, asystentka scenografa 𝐀𝐥𝐢𝐧𝐚 𝐃𝐨𝐦𝐢𝐧 oraz pracownia plastyczna OTL). Fascynująca, wielopryzmatowa, ruchoma scenografia przywołująca ducha teatru i ożywiająca zapomniane konstrukcje i reminiscencje minionych 70 lat, jest jednocześnie tłem jak i utrwalonym niezależnym bytem całego spektaklu.

W założeniu Mały Widz miał nas żartobliwie oprowadzać przez historię naszych ziem. Taka idea sama w sobie nie jest żadnym novum. Humorystyczna wizja historii ujęta była, m.in. przez 𝐓𝐨𝐦𝐚𝐬𝐳𝐚 𝐕𝐚𝐥𝐥𝐝𝐚𝐥𝐚-𝐂𝐳𝐚𝐫𝐧𝐞𝐜𝐤𝐢𝐞𝐠𝐨 w sztuce 𝐒𝐳𝐲𝐦𝐨𝐧𝐚 𝐉𝐚𝐜𝐡𝐢𝐦𝐤𝐚 „𝑱𝒂𝒛𝒅𝒂 𝒏𝒂 𝒛𝒂𝒎𝒆𝒌. 𝑴𝒖𝒔𝒊𝒄𝒂𝒍 𝒌𝒓𝒛𝒚𝒛̇𝒂𝒄𝒌𝒊” prezentowanej w olsztyńskim 𝐓𝐞𝐚𝐭𝐫𝐳𝐞 𝐢𝐦. 𝐒𝐭𝐞𝐟𝐚𝐧𝐚 𝐉𝐚𝐫𝐚𝐜𝐳𝐚 (Teatr Jaracza Olsztyn). Tam również założeniem było zaprezentowanie historii regionu bez zbędnego patosu, z dobrą muzyką i uśmiechem na twarzy, w towarzystwie – kogóż by innego jak nie naszego zmultiplikowanego kulturowo bohatera Mikołaja Kopernika. „Jazda na zamek…” inspirowała się filmem „𝑹𝒐𝒃𝒊𝒏 𝑯𝒐𝒐𝒅 – 𝒇𝒂𝒄𝒆𝒄𝒊 𝒘 𝒓𝒂𝒋𝒕𝒖𝒛𝒂𝒄𝒉”, „Mały widz..” oscyluje między biegiem „𝑭𝒐𝒓𝒓𝒆𝒔𝒕𝒂 𝑮𝒖𝒎𝒑𝒂” a komizmem „𝑴𝒐𝒏𝒕𝒚 𝑷𝒚𝒕𝒉𝒐𝒏𝒂”. Naszą podróż rozpoczynamy w momencie historycznego zderzenia Krzyżaków napadających na pruską wioskę a wkraczającymi na pierwszy plan pruskimi bóstwami. Koła czasu ruszają z głuchym nawoływaniem „𝑅𝑢𝑛, 𝑀𝑎ł𝑦 𝑊𝑖𝑑𝑧𝑢, 𝑟𝑢𝑛!”, a każda scena jak i całe nasze życie jest niczym „(…)𝑝𝑢𝑑𝑒ł𝑘𝑜 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑜𝑙𝑎𝑑𝑒𝑘. 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜, 𝑐𝑜 𝑐𝑖 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖”. Monty pythonowskie absurdalne asocjacje, wielokrotne przebieranki postaci w ramach jednej sceny (mnogość kreacji 𝐊𝐚𝐫𝐨𝐥𝐢𝐧𝐲 𝐒𝐚𝐝𝐨𝐰𝐬𝐤𝐢𝐞𝐣, 𝐒𝐲𝐥𝐰𝐢𝐢 𝐖𝐢𝐞𝐧𝐬𝐤𝐨, 𝐌𝐚𝐭𝐞𝐮𝐬𝐳𝐚 𝐌𝐢𝐤𝐨𝐬𝐳𝐲 𝐢 𝐉𝐚𝐤𝐮𝐛𝐚 𝐈𝐠𝐧𝐚𝐬𝐢𝐚𝐤𝐚 napawa zdumieniem), zamiast animowanych inkluzji i kolaży – teatr lalek w swojej pełnej krasie (od teatru cienia po tradycyjne kukiełki), fragmenty zabarwione skeczem i chwilowym nonsensem i samo clue – coś, co wydaje się być czystą komedią i beztroskim żartem, staje się kpiną z pewnych warstw społeczeństwa, sławnych postaci czy wiodących instytucji.

To, co wyraźnie od „Monty Pythona” odstaje to kategoria chronologii; u angielskich komików celowo zaburzana, u Derlatki i Bartnikowskiego konsekwentnie poprowadzona.

Tytułowy Mały Widz przedstawiony nam jako mały pruski chłopiec zabiera nas na edukacyjną przygodę przez dzieje i czas za sprawą mocy nadanej mu przez pradawne bóstwa – 𝐋𝐚̄𝐢𝐦𝐞̨ i 𝐃𝐞̄𝐢𝐰𝐬𝐚.

Lāima, której imię pochodzi od pruskiego słowa 𝒍𝒂𝒊𝒎𝒂𝒏 oznaczające bogactwo, jest boginią przeznaczenia, archaiczną Bogini Matką. Odpowiada za scenariusz życia człowieka od jego narodzenia oraz za moment opuszczenia przez niego konkretnego wariantu rzeczywistości. Rozstrzyga szczęście i nieszczęście ludzi jak i długość ich życia.
Lāima wszystko wie, ale nie ma mocy decyzyjnej, jej nadrzędna rola polega na pieczy, aby przeznaczenie wypełniło się.
Przeznaczeniem zarządza z kolei stojący u jej boku Dēiws Ukapirmas.
Dēiws Ukapirmas (𝐃𝐞𝐢𝐰𝐚𝐬, 𝐃𝐢𝐞𝐯𝐬, 𝐃𝐢𝐞𝐯𝐚𝐬) jeden z pierwszych bogów twórców świata (wraz z Autrīmpem). Wszechwiedzący bóg nieba dziennego, jasności, wszechpotężny władca czasu. Bóstwo pełni i ostateczności, dawca pierwotnego porządku, opiekun ludzkiej społeczności. Potencjał symboliczny tych dwóch bóstw konstruuje przewodnią kanwę i szkielet całej sztuki. Antropomorficznie zwizualizowani bywają często jako postaci leciwe; w przedstawieniu Derlatki są postaciami pełnymi estymy i siły – w tych rolach niezawodni 𝐉𝐚𝐠𝐧𝐚 𝐏𝐨𝐥𝐚𝐤𝐨𝐰𝐬𝐤𝐚 i 𝐀𝐝𝐚𝐦 𝐇𝐚𝐣𝐝𝐮𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐚.
Lāima przebywa często w pobliżu domowego ogniska, pewnie dlatego pojawia się w domu małego pruskiego chłopca, a z ofiar składanych na swoją cześć (szczególnie po udanych narodzinach) preferuje, np. kury.

Tu przechodzimy do stałego towarzysza całej sztuki – pociesznego 𝐊ł𝐨𝐛𝐮𝐤𝐚, utożsamianego często na zasadzie paradoksu z płodem poronionym. Takie zaakcentowanie, cykliczności i nieprzewidywalności życia, zazębia się z ujęciem kategorii czasu w sztuce, który z jednej strony linkuje ważniejsze daty w sposób linearny, z drugiej – tej bardziej metaforycznej – zwraca uwagę na motyw koła fortuny i z uwagi na wartości, postawy i zasadnicze przesłanie zatacza krąg.
Kłobuk (𝐊𝐥𝐮𝐛𝐛𝐮𝐤𝐬, 𝐤𝐨ł𝐛𝐮𝐤) jest wysłannikiem lub, wg niektórych źródeł, wcieleniem Kōrgsa do ludzkiego świata. Najczęściej przedstawiany jest właśnie jako zmokły ptak przypominający kurę z ognistymi elementami towarzyszącymi (tu bujna grzywa i rajstopki odtwórcy roli 𝐌𝐚𝐫𝐜𝐢𝐧𝐚 𝐌ł𝐲𝐧𝐚𝐫𝐜𝐳𝐲𝐤𝐚).
Nasz spektaklowy Kłobuk skuszony dobrym jadłem wnosi do domu małego chłopca bogactwo w postaci wiedzy i doświadczeń, ale jak to w przypadku kłobuka bywa – gdyż to demon tak korzyści jak i skutków, dając musi coś zabrać. Koszt tej podróży to utrata matki, którą wchłania toczący się czas. Kłobuk jak już się przyczepi, to nie odpuszcza, podąża za swoim „panem” i zawsze wraca.

Wojaż Małego Widza odbywa się przez wyselekcjonowane kadry kart historii Warmii, w towarzystwie znamienitych postaci, tj. 𝐊𝐫𝐨𝐦𝐞𝐫, 𝐊𝐨𝐩𝐞𝐫𝐧𝐢𝐤, 𝐊𝐫𝐚𝐬𝐢𝐜𝐤𝐢 czy 𝐍𝐚𝐩𝐨𝐥𝐞𝐨𝐧.
Andrzej Bartnikowski w swojej wizji dramaturga ma tendencję do odbrązowienia pomników, dekonstruowania i ponownego składania życiorysów nazwisk wybitnych i wyboldowanych w historii. Podobnie; wydarzenia historyczne autor ukazał w ujęciu mniej zaangażowanym patriotycznie, bez apriorycznych zachwytów, posągowości i zbędnej grandilokwencji. Przysłużyło się to uniwersalności przekazu. Bo tu każdy (w ostateczności jak się okazało - nawet bóstwa 😉) jest tylko i aż człowiekiem, bardziej uwikłanym niż sprawczym, bardziej zdanym na studium przypadku i splotu zdarzeń niż na powalającą moc swoich cnót, charyzmatów i talentów. Czasem o czyjejś sławie rozstrzyga impuls, czasem bywamy niczym chorągiewki – biernie dające się i sobą pomiatać, podług kalkulacji cudzych zysków i strat.

W rolę Małego Widza wciela się kobieta (𝐇𝐨𝐧𝐨𝐫𝐚𝐭𝐚 𝐌𝐢𝐞𝐫𝐳𝐞𝐣𝐞𝐰𝐬𝐤𝐚-𝐌𝐢𝐤𝐨𝐬𝐳𝐚) i myślę, że nie ma to jedynie na celu udowodnienia kunsztu aktorskiego odtwórczyni. Dla mnie ma to również swój aspekt uniwersalny, pomimo że chłopiec z początku opowieści miał starodawne imię i rzekomo tym chłopcem wg scenariusza jest, to jako personifikacja toposu 𝒉𝒐𝒎𝒐 𝒗𝒊𝒂𝒕𝒐𝒓 – człowieka w drodze wiecznego poszukiwania zarówno w aspekcie duchowym jak i materialnym, symbolizuje losy każdego z nas, każdego widza.
Widza, obserwatora świata, który jest jednym wielkim spektaklem, świata opartego o topos 𝒕𝒉𝒆𝒂𝒕𝒓𝒖𝒎 𝒎𝒖𝒏𝒅𝒊. Jednym z aspektów tego toposu jest reguła funkcjonowania wszechświata obejmująca wszystkie rzeczy czyli teatr sensu stricte.
Ten teatr dziejów naszej Warmii bez względu na kontekst historyczny okazuje się nadzwyczaj aktualny. Teatr historii naucza przez doświadczanie zmysłowe i wnioskowanie, nie zaś kolumbrowe utrwalanie wyświechtanych sloganów.
Empiria zmysłu nasycana jest wspaniale przedstawionym ruchem scenicznym – dopowiadającym słowa, zastępującym słowa i obrazującym emocje oraz muzyką (𝐈𝐠𝐨𝐫 𝐆𝐚𝐰𝐥𝐢𝐤𝐨𝐰𝐬𝐤𝐢) adekwatną dla prezentowanych okresów historycznych (barokowy „Kruk i lis” rozwala system 😃).

Esprit zaprezentowanego kontentu jubileuszowego spektaklu przywodzi mi na myśl chęć dokonania na naszych oczach swoistego rytuału przejścia, rozliczającego dzieje naszego regionu i 70 lat istnienia Olsztyńskiego Teatru Lalek.
Charakter obrzędu przejścia ma bardzo często postać podróży, pielgrzymki, peregrynacji.

W 𝐟𝐚𝐳𝐢𝐞 𝐩𝐫𝐞𝐥𝐢𝐦𝐢𝐧𝐚𝐥𝐧𝐞𝐣 jednostka wyłączana jest z dotychczasowej grupy bądź społeczności – tu nasz mały bohater wyrwany jest z korzeniami ze swoich pozornie błogich pruskich czasów i z ramion swojej matki.

W 𝐟𝐚𝐳𝐢𝐞 𝐥𝐢𝐦𝐢𝐧𝐚𝐥𝐧𝐞𝐣 bohater tkwi w zawieszeniu – tu przed jego oczami rozgrywa się pouczające repetytorium z historii ludzkości i dziejów pod przewodnictwem Dēiwsa i Lāimy, którzy niejako kontenerują trudne emocje rodzące się podczas tej wycieczki. W paradygmacie psychodynamicznym kontenerowanie polega na przyjmowaniu przez opiekuna złych/ciężkich emocji dziecka, przetwarzaniu ich, transformacji i przepracowaniu w sobie, a następnie przekazaniu dziecku w formie zmodyfikowanej, dobrej, dojrzałej i nieszkodliwej, z którą mały człowiek potrafi się uporać.

Końcową 𝐟𝐚𝐳𝐚̨ 𝐩𝐨𝐬𝐭𝐥𝐢𝐦𝐢𝐧𝐚𝐥𝐧𝐚̨ „𝒓𝒊𝒕𝒆 𝒅𝒆 𝒑𝒂𝒔𝒔𝒂𝒈𝒆” jest nadanie nowego statusu jednostce/bohaterowi.
Na tym etapie mały pruski chłopiec staje się 𝐌𝐚ł𝐲𝐦 𝐖𝐢𝐝𝐳𝐞𝐦, nabiera egzemplum ponad historią i ponad czasem, zasiada na swoim pięciometrowym krześle i patrzy sponad uzusowego horyzontu.
Mały Widz pokazał nam nasze błędy, słabości i marności powtarzalnie kopiowane z pokolenia na pokolenie, bez względu na wymiar miejsca i czasu.
Jednak możliwość drzemiąca w potędze rytuału przejścia wskazuje na potencjalną szansę katharsis. Uwolnienia stłumionych emocji, skumulowanych napięć, niewyartykułowanych myśli i niezrealizowanych wyobrażeń.

Ten artystyczny pokaz dał nam nadzieję na zmianę naszych utrwalanych genealogicznie wzorców i programów.
Teraz, drogie dzieci małe i duże, z tym poczuciem sprawczości Was pozostawię.
Jeżeli życie jest teatrem a w teatrze dzieją się cuda, to niech się darzy i Wam.



Popularne posty z tego bloga

"My i Wojna" Edward Okuń

Ezoteryka Sztuki Joanny Imielskiej

Gdy rola Kuratora nie wystarcza i musisz zrobić coś więcej...