Czy leci z nami Matka?
“W rzeczywistości nikt nie ma kiepskiego życia, tylko kiepski moment”.
Regina Brett
Latem 2021 otrzymałam tę książkę do recenzji i krążyła ona tak ze mną po całym świecie, przewalała przez walizki, domagając się uwagi. Po lekturze nadeszła chwila konsternacji.
Nie wiedziałam długo, co napisać, żeby nie napisać... źle. Po pierwsze, w przeciwieństwie do wielu zwolenników tej pozycji, mnie to po prostu nie bawiło. Nie śmiałam się w ogóle. Null. Powiem to wprost i bez ogródek, zero parskania. Śledząc wpisy bookstagramowiczów wnioskuję, że powinnam, że taki obowiązek. Może to już ten wiek, że mnie bawi tylko wątek składek emerytalnych i reklamy maści na hemoroidy. Nieodgadnione jest to moje nieśmianie śmiałe. Czy to dobre jest? Nie wiem, czy wypada oceniać. Podtytuł "opowieści z d**y wzięte" sugeruje, że miejsce tego ewolucyjnie osadzone jest w pragębie. Z tyłu, radośnie, w odcieniach żółtego (tak, jestem obrzydliwa!😉).
Łączy mnie z Panią Joanną nadmiar abstrakcyjnych przygód i błyskotliwość umysłu. Sama umiejętność dostrzegania i zamykania myśli oraz spostrzeżeń w obrębie zdania jest na propsie. Tak naprawdę rzadki dar, szczególnie ostatnimi czasy. Era Copiego Pasta zrobiła z mózgami zło.
Książka "Matka siedzi z tyłu" nie wymaga przygotowania, treningu, anturażu, nie nadwyręża emocjonalnie ani intelektualnie. Jest po prostu idealnym resetem. Do pociągu, do piaskownicy, na plażę, w kolejkę do geriatry, między wieczorynką a zamykaniem teściowej na balkonie - opcji jest bez liku! Można się z nią i przy niej pobawić. Słowem, wyobrażeniem, kadrami codzienności obdartymi ze sztywnych okładek. Warto się nauczyć tak śmiać. Z siebie, okoliczności, innych. I złapać ten niedoceniany dystans do wszystkiego wokół. Do siebie w szczególności. Taka esencja credo z czasów moich studiów "miej wyj**ane, a będzie ci dane".
Spróbujcie!
A nuż...
Działa?
🙈🙉🙊
Kaczka jest dla zmyły. Tak naprawdę jestem już duża! 🐣🦢
