Godzina dla Ziemi. 60 minut Świadomości

 "Natura jest nieskończenie podzielonym Bogiem."

Friedrich Schiller


Od roku 2007 w ostatnią sobotę marca, wieczorem, na godzinę gasną światła. Taki symboliczny gest zaproponowany przez World Wide Fund for Nature w ramach prowadzonych akcji związanych ściśle z zieloną polityką. Przedsięwzięcie niniejsze nie posiada zbawiennego wpływu na oszczędności energetyczne, przez co bywa sowicie krytykowane. Bo co tam się ma jakiś taki symbol w dobie tysięcy wypluwanych dziennie sygnatur graficznych przesyłanych w szalonym tempie na niebotyczne odległości, z totalnym brakiem kontroli? Po co zatrzymywać życie elektryczności na 60 minut; kiedy można tak wiele nadrobić. W tym życiu pełnym pogoni, niedoczasu, nadmiaru i braku jednocześnie, gesty typu przytoczonego pomysłu WWF wydają się zwyczajnie absurdalne…



Kompletnie zieloni z Zielonego

Zielone światło dla pojęcia ekologii zasygnalizował Haeckel w roku 1869, mając na względzie stosunki pomiędzy środowiskiem naturalnym a istotami żywymi. Najprostsze rozwinięcie terminu, a tak dziwnie ignorowane w latach późniejszych w swej istocie. Ekologia jako element polityki pojawiała się od początku lat 70 XX wieku, stopniowo rozszerzając spektrum działania zarówno w podejmowanych tematach, jak i pozornych możliwościach decydentów. Partie polityczne, organizacje, plany konstruowane z rozmachem, konferencje w ramach „Szczytu Ziemi” – wszystko zapowiadałoby się doskonale. Jednak wielki raban wobec ekologicznych zagrożeń, zamiast prowadzić do kolejnej ewolucji tematyki proekologicznej, implikował szereg sprzeciwów, protestów i zagorzałych oponentów. Na tle tego uproszczonego zarysu rola Polski w temacie ochrony ziemi pod flagą „koloru nadziei” maluje się nadto marnie… Oczywiście, absorbujemy pewne modele życia, czerpiąc wzorce dotyczące zdrowej żywności, segregacji odpadów, produktów „bio”, wyższości cyklisty nad kierowcą czy przykręcania kurków wody podczas swobodnego przepływu. Jednak w ramach polityki państwa dzieje się niewiele, jeszcze gorzej sprawa ma się w edukacji proekologicznej i utrwalaniu odpowiednich przekonań, wiedzy oraz świadomości.



Zalążek

Wszystko bierze swój początek w mózgu. Dalej idziemy przez piętra świadomości, podstawy wychowania, kulturę. Do wygłaszania poglądów niezbędna jest wiedza. Do wyklarowania wiedzy – pewna niezależność poglądów. Warto bowiem popierać i krytykować jednocześnie, by nie stać się fanatykiem i nie popaść w otchłanie skrajności. Aby jednak do tego wszystkiego dochodzić samemu, potrzebny jest mentor. Ja swoją niezależność poglądów i głód wiedzy wyniosłam z gniazda. Moja Matka znana wszakże z ostrego i niebanalnego głosu w polskiej kulturze, nauczyła mnie sprzeciwiać się temu, co przyjęte w uzusie społecznym i szukać w każdym możliwym źródle odpowiedzi na wszelkie pytania. Ukształtowała we mnie zalążek istoty sprzeciwu, głośnej asertywności i doszukiwania się sensu w świecie. Nie każdy rodzi się z potrzebą sortowania śmieci i ochrony zagrożonych gatunków. Na naszej drodze staje wielu nauczycieli; nie zawsze najsilniej oddziałują na nas akurat rodzice. Najgorsze zaczyna się, gdy sami stajemy się dla kogoś takimi nauczycielami. Wobec tego wskazane byłoby, by posiąść pewne podstawy, by kolejne pokolenia nie odeszły w intelektualną przepaść jaskiniowca…



Upadek autorytetów

Na jednej z prestiżowych uczelni, w dużym mieście wojewódzkim, podczas zajęć z doktorantami nauk o polityce, profesor poczuwał głęboką potrzebę dzielenia się swoją „wiedzą” z zakresu biologii, ewolucjonizmu i ekologii. Posłannictwo profesora było w dalekim dysonansie do ramowego planu przedmiotu, dygresje nie miały końca, a ich niezasadność odznaczała się niemal organicznie na umysłach studentów. I tak przekazywał swoim uczniom mity na temat widzenia psów w biało-czerni. Właściwie wraz z postępem zajęć, z tygodnia na tydzień, wydawało mi się, że psy coraz to bardziej ślepną. W dodatku istnieje jakiś nowy podział systematyczny w rodzinie Canidae: na te, które żyły w czasach Chrystusa i te współczesne. Nie ma nic wcześniej, nic w międzyczasie, nie będzie nic potem. Dwa podziały. Koniec kropka.

Do tego kwestia mechanizmów ewolucji. Zdaniem rzeczonego profesora teoria Darwina jest jedyną teorią ewolucyjną, do której można się odwołać. Czyli od „O powstaniu gatunków” z 1859 mamy jedną wielką naukową wyrwę. Oczywiście, założenia Darwina są złe. Profesor Politolog obala osiągnięcia Darwina, nawiązując do filozoficznego pojawienia się człowieka na świecie. Człowiek sobie powstał. A inne gatunki to już jest inna sprawa, zdaniem profesora. Nie wiem jaka, nie zdradził doktorantom swojej teorii. Raczył jednak któregoś razu nazwać ekologów szaleńcami koczującymi na drzewach. Abstrahując już od przerażającego zjawiska, jakim jest głoszenie przez autorytet uczelniany bzdur, niepopartych żadnymi argumentami, pozbawionych jakiegokolwiek sensu… Skutki, jakie niesie podobne działanie, mogą być fatalne. Tak oto zostanie wydelegowany w świat rok świeżo upieczonych doktorów nauk o polityce. Doskonale wykształconych, łącznie z tajemną wiedzą z zakresu innych dziedzin. Wiedzą na tej podstawie, że widząc swojego psa mogliby zapłakać żarliwie „biedny, ślepy Azorze z czasów po Chrystusie!”, powinni również obciąć kasę płynącą na badania molekularne – w tym ewolucyjne i zamknąć w wariatkowie wszystkich zwolenników ochrony przyrody… A że są kształceni na tych, co to im do władzy wyjątkowo blisko, sprawa przybiera tym bardziej tragicznego wymiaru.



Krytyka czy krytykanctwo?

Krytyce jednak nigdy nie będzie końca. Goniąc za symbolem i szlachetnymi celami, Godzina dla Ziemi doczekała się ostrego najazdu na własną niewiedzę. Z punktu widzenia elektryki – nagłe gaszenie świateł w wielu miejscach jednocześnie może doprowadzić do awarii i zwarcia. Nagłe przerwanie poboru mocy doprowadza do skoku napięcia, w rezultacie przepalenia transformatorów, kabli, potocznego „strzelenia korków”. Dwie świece zapalone przy wyłączonej elektryczności wyprodukują więcej dwutlenku węgla niż paląca się świetlówka, a ogólny efekt wyłączenia światła na całym świecie podczas jednej wspólnej godziny byłby zbliżony do 45 sekundowej przerwy w emisji CO2 w Chinach. Ataki odpierają kraje, które przyłączają się do akcji gasząc światła w wielkich budynkach, jak Wieża Eiffla czy Pałac Kultury. Nikt chyba nie obawia się globalnego przysiadu elektryczności i nikt nie ma nadziei na horrendalne oszczędności generowane po upływie tytułowej godziny. Jest to jeden z sygnałów nawołujących do szlachetnych postaw; oszczędzania energii nie tylko godzinę rocznie, reorganizacji codziennych nawyków, które niejednokrotnie pogłębiają problem nadmiernej emisji gazów cieplarnianych oraz degradacji środowiska naturalnego, zachętą do wprowadzania zmian tj. np. recykling. Powinno być to także asumptem do inwestycji w badania, nowoczesne technologie, które w realnym odniesieniu obniżą koszty zielonej energii czyniąc ją bardziej wydajną, co nie zawsze się udaje. Idea biopaliw pozyskiwanych z kukurydzy obwiniana jest za wzrost cen żywności i problem głodu na świecie. Ok. 18% światowej produkcji żywności jest bowiem skierowana na cel paliw samochodowych, wobec tego wycinane są setki hektarów lasów, aby nadążyć z produkcją żywności. To z kolei doprowadza do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Paradoks tkwi w tym, iż produkowane tym kosztem biopaliwa nie są w stanie nadrobić tych strat nawet przez wiek. Podobnie sprawa ma się z panelami słonecznymi. Na rok 2010 ich działanie opóźniło skutki globalnego ocieplenia o 7 godzin, dając odrobinę ponad ok. 0,1% energii elektrycznej. Nakłady na ich instalowanie były niebotyczne, chociażby w sąsiedzkich Niemczech.



Z doświadczenia własnego wyniosłam, że Zieloni nie potrafią skutecznie wyartykułować swoich postulatów a jako decydenci nie mają przysłowiowych „jaj”; z kolei politycy niezwiązani z przyrodą ściśle naprawdę najczęściej kojarzą ekologów z oszołomami przywiązanymi do konarów, a z zakresu wiedzy ekologicznej / biologicznej są zwyczajnie w świecie zieloni… Nie mamy także jakichś pozytywnych asocjacji z biologami w rządzie ani przyrodniczych autorytetów walczących w sposób przekonujący i skuteczny o słuszność zielonych idei. Trudno personalnie żywić do kogokolwiek pretensję; konkretnych osób jako takich praktycznie nie ma, a świat w którym przyszło nam żyć prędzej kojarzy mi się z całkowitym upadkiem estymy wobec ludzi – wzorów, o ile tacy w ogóle mieliby szansę bytu, gdyby okazało się, że gdzieś jednak są. Specjalistów jest wielu, autorytetem bywa tylko egoizm. Co prawda profesor nauk biologicznych, poseł PO, bardzo wyraźnie odznaczył się na naszym rodzimym teatrum politycznym. Przed rokiem nawet gorliwie przemawiał za szczawiowym ratunkiem dla głodu i ubóstwa. Być może przyświecały mu równie szlachetne cele, co WWF „Godzina dla Ziemi”, jednak takie przykłady, które można mnożyć – bardzo negatywnie wpływają na lekceważący stosunek społeczeństwa wobec spraw ważnych i kumulują piętno spraw obecnie marginalnych. Bo gdyby ten profesor miał ugruntowaną wiedzę, wpajał użyteczną i sprawdzoną teorię; natomiast taki biolog - gdyby zajął się czymś konkretniejszym niż wzbudzaniem agresji w adwersarzach… Może redukując pewnie miliony mnożących się „gdybań” odnaleźlibyśmy większy sens w drobnych gestach na rzecz środowiska, nie polemizowalibyśmy z zasadnością ekonomiczną godziny dla ziemi, tylko zgasilibyśmy te światła na 60 minut, zapalając jednocześnie umysły i świadomość. Ale to już na całe życie. Jedną z alternatyw 3600 sekund podporządkowania się akcji, jeżeli jesteśmy przekonani, że to jedynie wata słowna i nic nie wnoszący gest, jest obudzenie naszej świadomości. Zamiast jednorazowej akcji warto wdrożyć stałe, zdrowe i korzystne nawyki. Ograniczenie rozszalałego konsumpcjonizmu, kontrola kurków w kranie, zakupienie listwy z wyłącznikiem, by cały sprzęt gdy nie jest użytkowany można bezpiecznie wyłączyć – „czuwanie” bowiem potwornie zżera energię, a to już na pewno jest marnotrawstwo. Może właśnie nad nim powinniśmy się skupić. By nie marnotrawić słów na prowadzenie zajęć o niczym, czasu na ich słuchanie, pieniędzy na niesprawdzone projekty, energii własnej na niepotrzebne spory polityczne, energii elektrycznej podczas naszego snu (warto nadmienić, że to bardzo korzystnie wpłynie na nasze zdrowie), żywności by ją potem wyrzucać, rzeczy by je bezcelowo magazynować... Trudno zaproponować jedno racjonalne rozwiązanie dla wszystkich podjętych przeze mnie wątków. Każdemu można doradzić pokorę i pogłębianie wiedzy, ale to co stanowi meritum mojego wywodu – czyli „Godzina dla Ziemi” jako akcja ekologiczna – to, jakie przyniesie korzyści dla życia na Ziemi i zdrowia naszej Przyrody nie zależy od Innych, tylko od NAS samych. I to my stanowimy jej nadrzędny przekaz, jesteśmy jej bezpośrednim celem i jedynym wykonawcą. Dajmy Ziemi dobry przykład. Ze światłem w umyśle.



Popularne posty z tego bloga

"My i Wojna" Edward Okuń

Ezoteryka Sztuki Joanny Imielskiej

Gdy rola Kuratora nie wystarcza i musisz zrobić coś więcej...