Szkatułka dziecięcej wyobraźni - "Piotruś Pan" na deskach Olsztyńskiego Teatru Lalek
"Dojrzałość męska – znaczy to tyle co odkryć w sobie ponownie tę powagę, którą się miało przy zabawie jako dziecko."
Friedrich Nietzsche
24 listopada 2018 roku w Olsztyńskim Teatrze Lalek odbyła się premiera spektaklu "Piotruś Pan" w reżyserii Andrzeja Bartnikowskiego. Realizację tego familijnego projektu umożliwiło finansowanie przez Olsztyński Budżet Obywatelski, dzięki czemu sztukę można będzie obejrzeć trzykrotnie za darmo.
Adaptacja powieści Jamesa Matthew Barriego przez dyrektora OTL przypomina mi kompozycję szkatułkową, tudzież Shrekową ideę cebuli. W miarę rozwoju akcji i postępowania fabuły, schodzimy coraz głębiej w delikatną architekturę ludzkiej psychiki, w zawikłany wymiar piętna archetypów, symboli i uniwersalnych, uderzająco aktualnych topików. Majstersztyk tej wersji - a widziałam niejedną i nie raz - to taki swoisty dualizm przekazu. Sztuka doskonale familijna - przystępna dla dziecięcej wrażliwości i dorosłego krytycyzmu. Dziecięcą fantazję pobudza pełna kolorytu, podsycająca głód doświadczeń i ponadhoryzontalna scenografia (Monika Wójcik), magiczna gra świateł (Magdalena Gajewska) i urokliwe animacje (Patrycja Zdanewicz, Katarzyna Schulz). Rozmach i esprit całokształtu dopełniają bajeczne stroje oraz fenomenalnie korespondująca z przekazem muzyka (Maria i Marcin Rumińcy). Pomimo tego, iż ogromnie doceniam tę dziecięcą wersję przekazu, jako widz, dorosły i wymagający, najbardziej zainteresowana jestem wartością dydaktyczną i wielosemantyczną ponadczasowością.
Bajki i baśnie są niesprawiedliwie spychane na margines dojrzałych "must have" czytelniczych, nie docenia się należycie ich potężnego potencjału w docieraniu do nas, odbiorców, w uderzaniu w te najbardziej newralgiczne tony naszego jestestwa.
Piotruś Pan - główny i tytułowy bohater (Piotr Michalczuk), stojący na czele grupy Zagubionych Chłopców. Lider, przywódca, wrażliwy łobuz, ale czy aby na pewno dziecko? W moim odczuciu to introspektywny obraz każdego dorosłego mężczyzny, w którym dziecko nie umiera nigdy. Postać niosąca archetyp animusa, dla którego walka na śmierć i życie, krwawe igrzyska i demonstracja siły stoją w opozycji do imposybilizmu spraw damsko-męskich. Krótko mówiąc; łatwiej mu ryzykować utratę głowy w bitwie z piratem, niż złożyć deklarację związku z kobietą życia - przewija się tu zatem kolejny archetyp puer aeternus (wieczny chłopiec). Zarówno puer aeternus, jak i nasz Piotruś, są pełni obaw przed złapaniem w klatkę sytuacyjną, z której nie będzie już ucieczki. Oportuniści ograniczeń, pełni żądzy wolności i niezależności, nie tolerują barier i spętlających zasad. Symboliczna jest dychotomia cech Piotrusia - z jednej strony; ogromna energia życiowa, żywiołowość, ciekawość świata, ewaluacja. Z drugiej; chaotyczność, kapryśność, niemożność sprostania życiowym wyzwaniom i skrajna niedecyzyjność w kwestiach fundamentalnych. Każdy wieczny chłopiec jest w silnej koneksji z Wielką Matką - matką naturą, czy też matką sensu stricte. Tu, jedna z dwóch moich ulubionych kreacji aktorskich tej sztuki, czyli rozśpiewana Wendy (Karolina Sadowska). Wendy realizuje archetyp Matki - potrzebę posiadania korzeni, uzupełnienia braków w historii własnej, poszukiwania swojej tożsamości. Piotusiowi prawdziwa matka zamknęła kiedyś okno - metaforycznie zamknęła się na niego jako człowieka. Jakże często praktykujemy te błędy; zamykamy się na innych, na zrozumienie ich koncepcji, na rozbieżność w optyce postrzegania świata. Odwracamy się na odmienność, domagając się pełnej tolerancji dla własnych fiksacji. Korzenie substytucjonalne - matka zastępcza w ciele Wendy - jak każdy substytut bywają złudne i jako twór nienaturalny nie asymilują się z oczekiwaniami chłopca. Co więcej, zaczyna mieć własne oczekiwania, a w miejsce bezgranicznej, bezinteresownej matczynej miłości pojawia się uczucie kobiety - animy. Każdy dojrzewający umysł, każda jaźń konfrontująca się z nowym wyzwaniem prowadzi typową jedynie dla siebie batalię. Najczęściej toczymy boje sami ze sobą, bo największym wrogiem, jakiego w życiu każdy z nas posiada to ten w odbiciu łazienkowego zwierciadła. Taką mroczną stronę Piotrusia, jego osobistego demona egzemplifikuje Kapitan Hak - w tę rolę wcielił się mój absolutny faworyt tej sztuki, ujmujący niezwykłą gracją, dynamizmem i awangardowym charakterem (Tomasz Czaplarski). Kapitan Hak to poniekąd personifikacja kluczowego momentu na linii życia, który może przynieść całkowitą metamorfozę, jeśli wykorzystamy należycie, towarzyszącą nam nieprzerwanie, wolną wolę. To archetyp Cienia - świadomości, antagonista kolektywnej nieświadomości Wielkiej Matki. Tykanie zegara przypomina o konieczności rozstrzygnięcia wewnętrznej walki z podświadomością i prawdziwą naturą Piotrusia. Ostateczne wkroczenie krokodyla to tak naprawdę zwycięstwo tej infantylnej, pozbawionej odpowiedzialności, osobowości wiecznego chłopca. Im bardziej Piotruś zaangażowany był w związek z Wendy i im mocniej docierała do niego nuta miłości, tym ekspansywniej wkraczał na scenę Kapitan Hak uosabiający świadomy wybór, decyzyjność, dojrzałość, mroki dorosłego życia.
Można w tym miejscu przytoczyć stanowisko Piotra Pietruchy, który stwierdził, że każde dziecko, które wyrasta z domu bez solidnych korzeni, bez miłości i bez poczucia bezpieczeństwa, formuje z siebie dorosłego, nieusposobionego do bycia pełnoprawnym, partnera.
Do tego partnerstwa nie nadaje się także Piotruś, zamykając finalnie symboliczne okno swojej duszy i serca przed Wendy - tu wysuwa się na pierwszy plan interpretacyjny typowy schemat powielania błędów naszych rodziców. Najczęściej ranimy innych dokładnie tym działaniem, które najbardziej rani nas samych. Powtarzamy to, czego nie chcemy doświadczać. Zadajemy najdotkliwszy ból, wprost z naszych najgłębszych ran.
![]() |
| Twórcy spektaklu w pełnej krasie popremierowo :) |
Myślę, że najcelniejszą puentą, w tym momencie, byłby końcowy komentarz, z sali widowiskowej, jednego z małych widzów - "przejdź z drugiej strony!" (krzyknął chłopiec). Może warto zatem wyjść czasami poza ramy symboli i archetypów, które tyle nas określają, co i ograniczają? Gdy zamykają nam jedno okno, zawsze można znaleźć drugie. Ewentualnie wyburzyć ścianę, zamiast zamurować drzwi.
Jeśli zaś o samych drzwiach mowa - dobrze byłoby przekroczyć te prowadzące do Olsztyńskiego Teatru Lalek i spojrzeć na "Piotrusia Pana" trochę poza banalną koncepcją i tęczowymi bańkami.

