Ostatnia "Noc Helvera". Samobójcze morderstwo faszyzmu.

 "Do teatru nie wchodzi się bezkarnie"

Tadeusz Kantor


"Noc Helvera" to jednoaktówka dramatyczna przewidziana na dwie role - pierwiastek męski (Helver) i kobiecy (Karla), której akcja rozgrywa się w skromnie urządzonej robotniczo-mieszczańskiej przestrzeni kuchennej. Sztuka wyszła w roku 1999 spod ręki Ingmara Villqista (pseudonim osobowości teatralnej, reżysera, dramatopisarza i historyka sztuki - Jarosława Świerszcza), podejmowana wielokrotnie przez liczne teatry w Polsce, w tym Teatr Telewizji i samego autora. Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie wystawia tę sztukę od 7 października 2017 roku na Scenie Margines, w reżyserii Giovanny'go Castellanosa, zapraszając nań mocno symbolicznym i dobitnym, może aż nadto, plakatem. Spektakl ten bierze udział w 24. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Potęga tej sztuki to przede wszystkim horrendalna kondensacja emocji, sinusoida uczuć przeszywająca każdą komórkę ciała przez 80 minut spektaklu. Wybitną koherencję wysyca doskonała muzyka Marcina Rumińskiego dobudowująca enigmaty historyczne i dopowiadająca warstwę symboliczną. Scenografia Wojciecha Stefaniaka odwołująca się do lat 60'tych, oddala optykę w warstwę wielowymiarową i wieloznaczeniową, przez co wybitnie uniwersalną.



Mistrzowski dramat Villqista, choć osadzony w realiach innego kontekstu historycznego, wydaje się być doskonały na każdą pogodę polityczną, odnajdując się także w aktualnych faktach ONR-owskich. Zło zawsze pozostaje złem. Fanatyzm pozostaje fanatyzmem. A kobieta zawsze na pierwszym miejscu jest matką. Nadaniu symbolicznego znaczenia świata przedstawionego pomaga posługiwanie się fikcyjnymi nazwami (nieistniejące miasto Ellmit - motyw przewijający się przez twórczość Villqista), obcojęzycznymi imionami, polifunkcyjnymi sloganami.

Tendencja spektakli ostatnimi czasy zmierza do komparatystyki z aktualnościami politycznymi naszych czasów - spotykaliśmy się z tym, czy to przy okazji kultowego "Wyzwolenia", czy też "Rewolucji zwierząt". Wszystko oparte jest zazwyczaj na wolnych skojarzeniach, prześmiewczych prankach wplątywanych w klasykę.

O ile w powyższych sztukach większość treści jest bardziej dosłowna, w "Nocy Helvera" uruchamia się kaskada powiązań, metafor, niedopowiedzeń, przekazów, egzemplum; reprezentując starogrecką zasadę jedności czasu, miejsca i akcji.

4 kolumny, na których opiera się "Noc Helvera" to destrukcyjna siła systemu polityczno-społecznego, otchłań relacji międzyludzkich, choroba psychiczna i kobieta. Zderzamy się tu ze swoistą matrioszką. Dom w domu. To, co dzieje się na zewnątrz, zestawione jest z kontrastowym "środkiem", czyli stricte obrazem, który śledzimy na scenie.

Demonstracje, krzyk, władza tłumu, wątpliwe autorytety, automatycznie powtarzane hasła, nawoływanie do przemocy, niema zgoda na okrutne zbrodnie, terror, fascynacja władzą bezimiennych pieniaczy - niejasna ideologia, wymuszany solidaryzm społeczny, konieczna przynależność. Wódz (tu: Gilbert), walka, kontrola wielu aspektów życia. Z tego zgiełku wpada mężczyzna upośledzony psychicznie, czyli tytułowy Helver (w tej roli Radosław Jamroż) wprost w objęcia starszej od siebie kobiety - ni to matki, ni to żony, ni siostry - opiekunki nieznanej proweniencji (tu doskonała Ewa Pałuska-Szozda). Z rozjuszonego, skandującego i agresywnego tłumu, bohater wchodzi w pozornie spokojny, poukładany i harmonijny świat, który tworzy mu Karla. Na główny plan wysuwa się ścieranie się sił i intencji, problem z uskutecznianiem dialogu, z zakresem tolerancji. Szusuje lud kontra jednostka. Ważenie losu społeczeństwa kontra dramat indywiduum.



Kobieta - przystań, ojczyzna, dom, port, do którego się przybija, ostoja miłości, kolebka, źródło. W niej nadzieja, wiara, dobro i zło. Wraz z obdzieraniem kolejnych warstw szemranych tajemnic, jakie nosi w sobie Karla, zewnętrzna dysharmonia zaczyna ścierać się z wewnętrzną sielanką domu Karli i Helvera. Dysonans maleje na znaczeniu, tragedia wkracza w kojące arkana pani domu. Dialog buduje niebezpieczne napięcie, niepewność i niedopowiedzenia piętrzą się minuta po minucie. Kat staje się ofiarą, a ofiara króluje nad katem. Na ile upośledzenie Helvera ma uderzyć w nasze możliwości tolerancji, a na ile hiperbolizować bezmyślne posłuszeństwo systemowi? Czy może tylko taki - "chory" Helver jest w stanie skutecznie dokonać psychoanalizy splątanej w przeszłości Karli i otworzyć ją na oczyszczającą enuncjację.

Pod koniec sztuki wszystkie kolumny dramatu runą, zasypując fundament ludzkich przekonań i doświadczeń, by odnowić się w innej kuchni czyjegoś życia. Czy zakończenie tego przedstawienia to swoiste katharsis Karli, jej wewnętrzne oswobodzenie? Emancypacja systemu czy niewola idei? Czy zbrodnia, której dokonuje nie staje się samobójstwem kolebki systemu? Bez względu jak interpretujemy tę sztukę i na jak wielu płaszczyznach ją rozpatrujemy, ona dotyka nas bezczelnie neurologicznie, rozdzierając niejedną wrażliwość, czego namacalnym przykładem były reakcje widowni - płacz, zaszklone oczy, szloch i rozedrganie. 

Plus zasłużone standing ovation.

Popularne posty z tego bloga

Jak przez folię i techno opowiedzieć Holocaust - "Powroty" w Olsztyńskim Teatrze Lalek

#13 The CoMuseum International Conference "Museums and Justice"

Gdy rola Kuratora nie wystarcza i musisz zrobić coś więcej...